W ciągu dnia jest znacznie cieplej niż wieczorem i w nocy, więc planując długie wędkowanie, powinno się stosować ubiór na cebulkę. Bielizna termoaktywna, ciepły polar i kurtka z membraną będą najlepszym rozwiązaniem. Jeżeli chodzi o spodnie, można wybrać model softshellowy i całość uzupełnić o ocieplane kalosze. Łowienie ryb po rosyjsku. Odblokuj dostęp do 14367 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Włącz dostęp. Dodał: dino07. haha. nie da sie tego opisac. W katalogu: Ryby Wedkarstwo Rybactwo. Lubisz ten film? W poradniku dowiecie się wszystkiego co możliwe o łowieniu w Sea of Thieves! W filmie omawiamy wszystkie gatunki ryb oraz mięs możliwych do zdobycia. Dodatko W czerwcu można łowić lina, szczupaka, okonia, a także suma i łososia. Najlepszy czas na wędkowanie to poranek i wieczór. Najlepsze dni na wędkowanie: 11-14, 22-28. Lipiec. Zazwyczaj w lipcu można zaobserwować aktywność takich gatunków ryb jak okoń, szczupak, karaś i leszcz. Najlepszy czas na wędkowanie to poranek i wieczór. przez concierge. Planujesz zacząć łowić ryby? Podpowiadamy, od czego powinieneś zacząć krok po kroku – jak m.in. skompletowanie sprzętu, czerpanie wiedzy z poradników i forów wędkarskich, zdobycie karty wędkarskiej i doświadczenia. Wędkowanie wymaga wcześniejszego przygotowania zarówno pod względem technicznym, jak i praktycznym. Jednakże połów ryb gołymi rękoma stanowi kradzież, niezależnie bowiem od tego, iż zwierzę nie jest rzeczą (art. 1 uoz), w zakresie niezwiązanym z ochroną zwierząt należy je traktować jak rzecz, co oznacza, że także żywe zwierzę, które stanowi czyjąś własność, może być przedmiotem kradzieży. Nie ma przy tym znaczenia bVVUULI. Skye to niesamowita wyspa. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że to taka trochę Szkocja w pigułce. Jeśli macie mało czasu na zwiedzanie, to Skye jest jak najbardziej rozwiązaniem dla Was. Wiele opisanych niżej miejsc musi się znaleźć, na waszej liście „do zobaczenia”. No, po prostu nie sposób ominąć Skye wybierając się na urlop do miejsc zacznę w takiej, kolejności, w jakiej my je odwiedzaliśmy. Na dole wpisu znajdziecie mapkę z zaznaczonymi na niej było moje zdziwienie, gdy okazało się, że pierwszym naszym przystankiem na Skye było Portree. My gnaliśmy tam głodni, w deszczu. A potem głodni, w deszczu, szukaliśmy bankomatu, ponieważ oprócz jednej restauracji, która nie zachęcała cenami, znaleźliśmy tam do jedzenia tylko namioty z fish and chips (covid). Portree to mała rybacka mieścina, a to i tak największe miasto na wyspie. Jeżeli nie macie potrzeby udać się do miasta, to naprawdę, nie ma tam za wiele do zobaczenia, czy OLD MAN OF STORRNa tę atrakcję wybraliśmy się z samego rana. Byliśmy chyba pierwszymi, którzy ruszyli w drogę. Po drodze zaczęło padać i mimo że ubraliśmy się trochę lepiej i potencjalnie przeciwdeszczowo, to i tak przemokliśmy. Deszcz to akurat nic, bo wraz z deszczem wiał silny wiatr. No i ta mgła. Warunki pogodowe to powód, dla którego doszliśmy tylko do pierwszych skał i zawróciliśmy - przy sprzyjającej aurze najprawdopodobniej zrobilibyśmy całą trasę. Jednak ślizganie się po błotnistych, śliskich skałach, w czasie ulewy i mgły nie wydawało nam się zbyt dobrym pomysłem. Na pewno nie skorzystaliśmy z tego miejsca tak, jak wśród skał liczy 3,8 km i trwa nieco ponad godzinę. „The old Man” to pierwsza, strzelista skała, otoczona innymi formacjami zwanymi „The Storr”. Legenda mówi, że jest to grobowiec olbrzyma, którego kciuk wystaje ponad powierzchnię. Warto wiedzieć, że te ciekawe formacje skalne powstały na skutek osuwiska ziemi. Akurat w tym przypadku wczesne wstawanie kompletnie nam się nie opłaciło, bo gdy wracaliśmy do auta, to zaczęło się przejaśniać. => Parking kosztuje 3 GBP za 3h i był rozbudowywany podczas naszej wizyty. LEALT FALL VIEW POINTZanim udaliśmy się na Mealt Falls, po drodze zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym Lealt Fall. Tak naprawdę to dwa punkty widokowe – niższy i wyższy oraz widok na drugą stronę - na wodospad. Niegdyś, na wybrzeżu dużo się działo. Wydobywano tu ziemie okrzemkową, ładując ją do zacumowanych łodzi, napędzanych parowo. W czasie połowów łososi mężczyźni zostawali w pobliskiej chatce i wracali do domów tylko 2 razy w tygodniu. Dzisiaj możemy zauważyć przy plaży tylko pozostałości ich ROCK I MEALT FALLSTo punkt widokowy, który jest znany z jednego powodu: w tym miejscu wodospad spływa z urwiska do morza. Klif z którego spływa woda to skały bazaltowe w kształcie słupków, od połowy swojej wysokości opierające się na piaskowcu. Z urwiska, wprost do morza, spadają kaskady wody Mealt Falls, które swoje źródło ma w pobliskim jeziorze „Loch Mealt”. Skały i wodospad są tak wysokie, że aż ciężko objąć ten widok aparatem. Ciekawostką jest też fakt, że barierka ogradzająca punkt widokowy zbudowana jest na kształt organów i przy silnym wietrze wydaje specyficzny dźwięk. Widok ładny i dość dramatyczny, jednak samo miejsce to tylko przystanek na punkt widokowy – oglądamy i jedziemy dalej. Na pewno dodatkową perspektywę zapewnią ujęcia z drona, trzeba jednak uważać na silny wiatr. My swojego jednak nie z najbardziej oczarowujących krajobrazów w Szkocji. Góry, doliny, skały, niespotykane ukształtowanie terenu porośnięte soczyście zieloną trawą i do tego oświetlane grą świateł i cieni z pędzących chmur. Quiraing powstało jako osuwisko, pod wpływem naprężeń w skałach, na których leży ten obszar. Jest częścią osuwiska „Trotternish”, które odpowiada także za powstanie „The old Man of Storr”. Za to w przeciwieństwie do „Starego Człowieka” Quiraing jest wciąż żywe, tzn. ziemia cały czas się przesuwa. Krążą opowieści, że to właśnie dzięki temu zróżnicowanemu ukształtowaniu terenu, mieszkańcy Skye byli w stanie ukryć swoje bydło w zakątkach Quiraing przed najazdami wikingów. Jak przez większość atrakcji tego typu, także przez Quiraing prowadzi szlak, którym możemy odbyć wędrówkę po tej nieziemskiej wręcz krainie. Trasa rozpoczyna się ze szczytu wzniesienia, z parkingu. Miejsce postojowe bez problemu znajdziecie na mapach Google wpisując „The Quiraing Car Park”. Droga zatacza pętlę, wynosi ok. 6,8 km a pokonanie jej zajmuje ok. 3-4 godzin. => Jeśli pogoda nie pozwala lub najzwyczajniej w świecie nie macie ochoty na kolejny trekking możecie zatrzymać się przy parkingu lub przy parkingu przy cmentarzu - stamtąd będziecie mieć dobre punkty widokowe na okolicę. FAIRY GLENNTo miejsce jest magiczne. Od samego początku zbliżając się do Fairy Glen zauważycie zmieniający się krajobraz. Robi się bardziej zielono, niewielkie wzgórza zaczynają się układać tarasowo no i widzimy same karłowate drzewka dookoła drogi. Potem, kiedy dojdziecie na miejsce jest jeszcze lepiej. Idąc dróżką, pierwsza mijana formacja skalna to Castle Ewen, pilnująca wejścia do tej tajemniczej krainy. Podążając dalej ścieżką naszym oczom zaczyna wyłaniać się niesamowita dolina. Ukryta wśród wzgórz, które też mają niespotykane kształty. Ich zbocza są porośnięte trawą tak zieloną, jakby jakaś początkująca ręka przesunęła jeden z suwaków w Fotoshopie za dużo. A pośrodku kamienny krąg. Można mieć wrażenie, że trafiło się do jakiegoś mistycznego, druidzkiego zakątka. Jeśli macie ochotę, można też wejść na szczyt Castle Ewen i podziwiać ten niesamowity widok z góry. Tak niecodzienne miejsce aż się prosi o ciekawe opowieści z nim związane. Niestety, żadnych legend ani opowieści o Fairy Glen nie ma. Ze względu na swój wyjątkowy wygląd, zostało ono nazwane od wróżek, a okoliczna, wyższa, skała zamkiem Ewana. Po drugie niestety, ostatnimi czasy, turyści, zachęcani przez przewodników wycieczek dość mocno wpłynęli na to miejsce. Nie wiadomo więc, czy spirala jest naturalna, czy nie, ani jakie jest jej pochodzenie. Za to kamienie na spirali ustawiali turyści, burząc naturalny wygląd tego zakątka. Podczas naszej wizyty kamienie były pozostawione na spiralach, mimo tabliczki z prośbą, aby tego nie BEACHWydawać by się mogło, że ta plaża faktycznie jest pokryta koralowcami. Jednak tutejszy „koralowiec” to „Red Coralline” - rodzaj wodorostu porastającego przybrzeżne strefy w tym obszarze. To właśnie skamieniałe szkielety tych wodorostów, wymieszane z różnymi muszelkami pokrywają tutejszą plażę. Jeżeli natraficie na czas odpływu, można przejść na sąsiednią wyspę, pamiętajcie tylko, że trzeba jeszcze wrócić zanim droga zostanie odcięta przez przypływ. Szlak na Coral Beach ma 3,6 km, a pokonanie go zajmuje ok. 45minut. => Parking jest malutki, ale warto poczekać, ponieważ rotacja turystów, a tym samym miejsc postojowych jest spora.=> Po drodze na Coral Beach mijamy punkt widokowy na jezioro POOLSFairy Pools leżą u podnóża gór Cullin. Są to skalne baseny wypełnione krystalicznie czystą, źródlaną wodą. Są tak przejrzyste, że aż widać kamienie na dnie, a woda ma kolor przezroczysto-niebieski. Wody tych naturalnych zbiorników są zasilane przez strumień spływający z okolicznych gór, a między sobą połączone są niewielkimi wodospadami. Nazwa Fairy Pools odnosi się, do wręcz baśniowego wyglądu miejsca, ale nie ma żadnych legend z nim związanych. Aby dojść do Fairy Pools, trzeba wyruszyć z parkingu na dół - po drugiej stronie jezdni znajduje się początek szlaku. Ścieżka wiedzie wzdłuż wodospadów, nie trzeba więc ich jakoś specjalnie szukać. Jedno przejście po kamieniach może wymagać zmoczenia nóg/butów, więc jeżeli nie chcemy zamaczać kostek w zimnej wodzie, polecam wyruszyć w trasę rano. W drodze powrotnej wody było znacznie więcej. Odważni mogą spróbować wykąpać się w jednym z basenów - podczas naszej wycieczki widzieliśmy takiego śmiałka. Swoją wędrówkę można zakończyć przy wodospadach, zawracając na parking tą samą trasą, którą się przyszło. Dystans przy samych wodospadach to 2,4km i pokonać go można w 40 minut bez przystanków (a raczej będzie chcieli się zatrzymać dla widoków i kilku zdjęć). Można też zrobić większą pętlę, wtedy do pokonania jest 8km i zajmuje to ok. 3-3,5h. My, ze względu na niepewną pogodę zawróciliśmy do auta. => Parking przy Fairy Pools kosztuje 5 GBP/dzień. SKAMIENIAŁOŚCI I ŚLADY ŁAP DINOZAURÓWW okolicy wybrzeża można znaleźć skamieniałości i odciski łap dinozaurów. W sumie wcale się nie dziwię - bez problemu jestem w stanie wyobrazić sobie te prehistoryczne zwierzęta wędrujące pod nadbrzeżnymi urwiskami. Atrakcja, o której nie doczytałam przed wyjazdem. Gdybym wiedziała, to bym na pewno nie odpuściła i musiałabym znaleźć chociaż jeden skamieniały ślad (już widzę zadowolenie mojego męża, szczególnie przy pogodzie, jaką mieliśmy). Jednak nie jest to aż takie proste, nawet szukając informacji w internecie ciężko jest znaleźć dokładne położenie skamielin. Na pewno klika z nich znajduje się na An Corran Beach koło Staffin. I to miejsce wydaje mi się najbardziej odpowiednie na amatorskie poszukiwania. Odcisków trzeba wypatrywać w skałach przy linii brzegu, podczas odpływu. Niektóre odciski znaleziono na Brother’s Point. Będąc na Klit Rock też znajdziemy tabliczkę, że znaleziono tam ślad dinozaura, ale nie wiem, czy nie został on po prostu przeniesiony do muzeum, podobnie jak z innych miejsc: Valtos i Duntulum. => Więcej informacji o dinozaurach na wyspie Skye, w języku angielskim, znajdziecie pod tym koniec kilka propozycji, których my nie zobaczyliśmy, ale jeśli ktoś ma dużo czasu i ochoty można potraktować je jako dodatkowe opcje:Neist Point – Neist Point to najbardziej wysunięty na zachód punkt na Skye. Jego dodatkową atrakcją jest nieczynna, biała latarnia. Trasa do tego miejsca liczy 2,2 km a pokonanie jej zajmuje 45 Museum of Island Life - "skansen" z domkami ze strzechy z XVIII w. Dunvegan Castle – do zwiedzania udostępniony jest zamek i jego ogrody. Wstęp: 12GBP/osobę dorosłą. Warto wiedzieć, że z przystani zamkowej ruszają dwa typy wycieczek. Pierwszy z nich to 25-minutowy rejs, żeby zobaczyć kolonię fok. Celem drugiej wyprawy jest łowienie ryb w jeziorze Castle - ruiny zamku osadzone na klifie przy brzegu morza. Brother’s Point – kolejny kawałek wyspy Skye wychodzący w morze. Widoki po innych atrakcjach mogą wydawać się mało spektakularne, ale to chyba wciąż przyjemne miejsce na trekking. Zaletą Brother’s Point jest jego (jeszcze) mała popularność.=> Wyczerpujący opis szlaków na Skye znajdziecie pod poniższymi linkami (język angielski): najbardziej popularne szlakimniej popularne trasy na wyspie MAPKA - ISLE OF SKYE LEGENDA:kolor zielony - miejsca opisane w tym pościekolor jasnozielony inne miejsca, których my nie odwiedziliśmykolor żółty - punkty widokowe i miejsca do zobaczenia "przy okazji" Czwartek, 20 października 2005 (11:35) Jak dyskretnie wręczać napiwki, dobrze łowić ryby, chodzić z gracją i przede wszystkim umieć się właściwie zachować w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Tego wszystkiego można się nauczyć w pierwszej na świecie szkole dla prawdziwych gentlemanów. Jak nietrudno się domyślić, szkoła powstała na Wyspach Brytyjskich, a konkretnie w Szkocji. Zajęcia odbywają się w jednym z zamków, a chętni przybywają niemal ze wszystkich zakątków świata, między innymi z Kanady, Pakistanu czy Japonii. Ponieważ dobre maniery zdaniem organizatorów zajęć są bezcenne, za trzydniowy kurs trzeba słono zapłacić - 650 funtów, czyli ponad 3500 złotych. Adasiu, gdzie jesteś? Data utworzenia: 8 stycznia 2019, 13:15. Dziesięć lat temu Adam Krzyszpin z Bojanowa (woj. wielkopolskie) wyszedł łowić ryby na brzegu morza w Szkocji i ślad po nim zaginął. Utonął? Mama Adama wciąż wierzy, że jej ukochany syn żyje. Elżbieta Krzyszin wciąż czeka na syna Foto: Jakub Błoszyk / 22-letni wówczas Adam w połowie 2009 r. wyjechał do Aberdeen w Szkocji razem ze swoją dziewczyną Natalią. Chcieli się dorobić, marzyli, że po powrocie do Polski wybudują dom. Oboje znaleźli pracę i dobrze im się wiodło. Po pracy Adam uwielbiał wędkować. Rankiem 10 stycznia 2010 r. odwiózł Natalię do pracy i pojechał na plażę Red Rock. Miejscowi wiedzą, że nie jest tam bezpiecznie. Rok wcześniej fala porwała ojca z 13-letnim synem, ale spotykali się tam też dilerzy narkotyków i inne podejrzane typy. Po Adamie na Red Rock został tylko samochód. Podejrzewano, że porwała go fala, ciała jednak nigdy nie znaleziono. Mama Adama nie wierzy w śmierć syna. – Tam, gdzie stał z wędką, leżały chipsy i batony. Wszystko było suche, więc to raczej niemożliwe, by porwała go woda – przekonuje Elżbieta Krzyszpin (49 l.). Co zatem stało się z Adamem? Słynny jasnowidz Krzysztof Jackowski podał rodzinie kilka wersji. Między innymi taką, że Adam nie żyje, ale i taką, że jest przetrzymywany w domku kempingowym. Policja nie zdołała niczego potwierdzić. Wiadomo tylko, że w dniu zaginięcia Adama nad brzegiem morza jego volkswagena widzieli spacerowicze. – Syna już jednak tam nie było. Ci ludzie zwrócili jednak uwagę na czarnego opla, który stamtąd odjeżdżał – dodaje pani Elżbieta. Adam wciąż uznany jest za zaginionego, a mama żyje nadzieją, że odnajdzie się żywy. Zobacz także Zobacz także: Żona górnika: dopóki nie zobaczę ciała, wierzę, że mąż żyje Jacek miał wracać samolotem z Hiszpanii. Nie pojawił się na lotnisku /5 Elżbieta Krzyszin wciąż czeka na syna Jakub Błoszyk / Adam zaginął w 2009 r. /5 Gdzie jest Adam? BRAK Gdzie jest Adam? /5 Adam wyjechał do Szkocji, by się dorobić BRAK Zaginął 10 stycznia 2009 r. /5 Policyjne poszukiwania nie przyniosły efektu Jakub Błoszyk / Od 10 lat wie wiadomo, co stało się z Adamem /5 Bliscy czekają na powrót Adama Jakub Błoszyk / Rodzina wierzy, że wróci do domu Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Będąc w Szkocji jest tylko jedna metoda by nie zobaczyć żadnego jeziora – siedzieć w Glasgow, Edynburgu lub innym mniejszym mieście. Wystarczy wyjechać odrobinę na północ lub zachód, dosłownie godzinę drogi samochodem czy pociągiem, by mieć do dyspozycji fantastyczne widoki, ciszę i spokój. I absolutnie z ciszą i spokojem nie przesadzam. Ale do tego jeszcze dojdę. Dlaczego użyłem galickiego loch, a nie swojskiego jezioro w tytule? Poza oczywistym zabiegiem stylistycznym i żartem słownym, wikipedia mówi, że to nie do końca to samo. Zresztą zauważyłem to już w Szkocji, gdy okazało się, że część lochów jest połączonych z morzem. I chociaż Anglicy słowo loch tłumaczą dosłownie na lake, to loch w polskiej terminologii geograficznej może być zakwalifikowany do fiordów czy zatok. Najbardziej znanym lochem szkockim jest oczywiście Loch Ness z flagowym ulubieńcem kryptozoologów, czyli plezjozaurem Nessie. Biorąc pod uwagę, że liczba posiadanych aparatów fotograficznych wzrasta wykładniczo, a ilość fotek Nessie spadła do zera, można z pewnością powiedzieć, że nawet jeżeli Nessie istniało, to już nie istnieje. Zresztą całe jezioro, razem z pobliskim zamkiem Urquhart jest wielką marketingową hucpą. O zamku winnym wpisie, a jeziorze tutaj. Loch Ness jest wielkie i na pewno można znaleźć nad nim jakieś odludne miejsce. My jednak nie mieliśmy czasu szukać, bo nie był to pierwszy loch, który pojawił się na naszej drodze. A wszędzie indziej było po prostu MROWIE turystów. Nie wiem czy gdziekolwiek w Szkocji widziałem taki spęd ludności. Kojarzycie Morskie Oko w maju przy ładnej pogodzie? Na dodatek wszędzie jakieś tabliczki, zajazdy, piwo u Nessie, haggis u Nessie, kilt u Nessie, oczywiście wszystko 50% drożej. Nie mój klimat. Ale jedno trzeba oddać – jest wielkie, zresztą zobaczcie na fotki (fatalne, wiem, ale akurat nad Loch Ness dopadło mnie straszne zmęczenie, może to stąd taka ocena tego miejsca). To zdjęcia robione w przeciwstawnych kierunkach, a mimo to w obie strony końca nie widać. Na pewno warto podjechać do Loch Morlich, tym bardziej że jest po drodze z północy Szkocji (o ile nie jedziemy wybrzeżem przez Aberdeen) do Edynburga. Po prostu przy Aviemore odbijamy nieco na wschód do Parku Narodowego Glenmore. Do dyspozycji mamy piaszczyste i kamieniste plaże – podobno najwyżej położone plaże w Szkocji – dużo mniej zatłoczone niż nad wspominanym wcześniej Loch Ness. Do tego BARDZO przyjazne kaczki, wprost jedzące z ręki. Świetne miejsce na piknik. Loch Lomond jest największym jeziorem lochem w Wielkiej Brytanii. Do tego jest naprawdę blisko wielkich metropolii Szkocji, z własnymi wyspami, parkiem narodowym dookoła (zresztą w Szkocji parki narodowe są na każdym kroku, prawie tak jak lochy). I posiada rozbudowaną infrastrukturę. Jest ścieżka rowerowa, można wypożyczyć kajaki, surfing i inne środki do pływania. Niestety, cena jest typowo szkocka… Loch Awe, podobno świetne miejsce na łowienie ryb, w tym wpisie pominę. Jeżeli ktoś chciałby o nim więcej poczytać, polecam post o zamkach Szkocji i akapit dotyczący zamku Kilchurn, który góruje nad Loch Awe i Glen Orchy. Liznęliśmy jeszcze kilka akwenów. Spędziliśmy noc w Carbost nad malowniczym Loch Harport, z którego wodę czerpie destylarnia Oban, byliśmy nad Loch Linnhe i znanym z Monty Pythona Castle Stalker, wyjeżdżając z Glen Coe minęliśmy Loch Cluanie i… ciągle było mało. Każda nowa woda sprawiała, że kopary opadały w dół. Szczupaki na „Lenia” Większości z nas łowienie szczupaków nieodzownie kojarzy się ze spinningiem lub łowieniem na „żywca” czyli aktywnym przemierzaniem brzegów akwenu i „machaniem kijem” lub też ciągłą obserwacją pływającej na powierzchni wody „bombki”. Taki też był mój pogląd na połów tej ryby. Ale wszystko się zmieniło gdy zamieszkałem w Szkocji gdzie tak jak na całym obszarze Wysp Brytyjskich bardzo popularną metodą łowienia zębatych jest gruntówka z „martwą rybką”. Łowienie na „trupka” było mi znane jednak tylko pod kątem nocnych połowów rzecznych sandaczy. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić jak można łowić szczupaki na „trupka”. Na początku z lekkim niedowierzaniem czytałem artykuły poświęcone tej metodzie łowienia esoxów. W głowie kłębiły się różne dziwne myśli oraz rodziły się pytania: „jak i z czym to ugryźć”. Postanowiłem jednak spróbować takiego wędkarstwa i jak się miało później okazać – „zakochać” się w tej metodzie po uszy. Chodź początki były trudne, a na pierwsze efekty trzeba było zaczekać to obecnie właśnie tej metodzie poświęcam najwięcej wędkarskiego czasu. (zarówno w praktyce jak i w teorii) Jest kilka argumentów które dla mnie przemawiają na korzyść tej „leniwej” metody. (chociażby pora połowu) Często właśnie noc jest najlepszym czasem na złowienie „grubego zwierza”. Ta metoda ma w sobie jeszcze coś. Pozwala mianowicie na wykonywanie nam innych czynności, a nie na skupianiu się na obserwacji wędzisk podczas połowu. Oczywiście żeby było miło i przyjemnie to potrzebujemy do tego odpowiedniego sprzętu. Mowa tu o elektronicznych sygnalizatorach brań. W moim przypadku gdzie często w wędkarskich wyprawach towarzyszy mi rodzina „bezprzewodowe alarmiki z centralką” pozwalają mi na aktywne spędzanie czasu w gronie najbliższych. Więc wędki w wodzie” a my albo grillujemy albo mamy możliwość wspólnych gier i zabaw. Są też spontaniczne wyjazdy nad lokalne jeziorka prosto po nocnej zmianie w pracy. Tu też alarmy „ratują mi życie”. Pozwalają na krótką drzemkę podczas gdy „trupki” moczą się w wodzie. Można odpocząć i połowić jednocześnie. Czyli można połączyć przyjemne z pożytecznym. Sprzęt jakiego używam do połowu „na trupa” to zwykłe kije karpiowe o długości 3,6m oraz teście ugięcia -3,0lb. Do tego kołowrotki z wolnym biegiem tzw. baitrunnery, a na jednym kiju kołowrotek z szeroką szpulą – do dalekich rzutów. Jestem zwolennikiem stosowania plecionek chociaż by dlatego że nie są rozciągliwe tak jak żyłki. Ma to duże znaczenie jeśli łowi się na znacznych odległościach. Przelotowe obciążenie o masie od 30g-45g mocowane na karpiowych running rigach. Dopełnieniem zestawu są własnoręcznie wykonane stalki. Oczywiście nie zapominam o podbieraku i macie. Sprawne i bezpieczne wyholowanie oraz wypuszczenie złowionej ryby to priorytet. Taktyka połowu nie jest zbytnio skomplikowana. Jeśli mam możliwość skorzystania z pontonu i sondy w celu „wywózki” zestawów to sprawa w ogóle wygląda bardzo prosto. Obserwując ekran echa umieszczam zestawy we wcześniej wytypowanych miejscach. Jeśli łowię z „rzutu” to mając do dyspozycji przeważnie 3 zestawy staram się przynajmniej na początku „zasiadki” obłowić kilka interesujących miejsc. Zawsze co najmniej jeden zestaw „wędruje” jak najdalej od brzegu. Pozostałe w zależności od efektów – bliżej lub dalej. Przynęty jakie stosuję to przede wszystkim ryby morskie (śledź, makrela, sardynka) ale dobre efekty mam też na kawałki węgorza czy też na pstrąga. Żeby przynęty wyglądały bardziej atrakcyjnie to do ich uniesienia nad dnem stosuję – pop up’y. Nie stronię również od używania atraktorów zarówno zapachowych jak i barwnikowych. Jeśli jadę na 2-3 dniową zasiadkę i łowię z „wywózki” to przed łowieniem miejsca w których będą położone zestawy nęcę wcześniej przygotowaną „mieszanką”. Mogło by się wydawać że jest to dość prosty i łatwy sposób połowu ale czasem drobne niuanse (wielkość przynęty, sposób prezentacji, itp.) decydują o powodzeniu wyprawy. Zachęcam do spróbowania tej metody połowu, a może nie jeden z Was zostanie „zahaczony” na dobre właśnie takim klimatem połowów. Pozdrawiam wszystkich czytelników Maciej Barański

łowienie ryb w szkocji